Nerwica serca (dystonia nerwowo - krążeniowa, zespół Da Costy, dystonia neurowegetatywna) - komentarze artykułu

Irena | 2010-08-17 15:50

Wiewra pyta, czy ktoś korzystał z porad psychiatry. Otóż ja w ostatnim roku regularnie uczęszczam na takie wizyty. Przyznaję jednak, że psychiatra koncentruje się bardziej na lekach, a nie na psychoterapii. Biorę teraz pramolan, który mnie nieco wycisza i umożliwia funkcjonowanie w pracy. Nie likwiduje całkowicie lęków, ale wycisza nieco emocje. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się na lek przeciwdepresyjny, musi go dopasować do siebie. Ja przez wiele lat próbowałam okresowo brać różne leki, ale dopiero po pramolanie czuję się trochę lepiej. Mam zamiar nadal odwiedzać moją panią doktor, ponieważ nerwica to choroba, którą powinien się zająć lekarz. Dzięki temu mam też świadomość, że opowiadam o swoich dolegliwościach specjaliście, który mnie rozumie i nie traktuje jak histeryczki wymyślającej sobie choroby. Nie lubię obciążać swojej rodziny moimi problemami. Wiedzą, co mi dolega, ale też doceniają to, że sama staram się sobie pomóc.

Kristis! | 2010-08-18 23:34

Witam wszystkich!Ja równiez mam problem z nerwicą ,mozna powiedziec,ze od dziecinstwa,gdyz nie miałam slodkiego zycia,wychowując się w domu częstych awantur,bicia mamy i czasami naduzywania alkocholu prze rodziców.Do tego tylko ja byłam z czworo rodzenstwa najbardziej chorym dzieckiem,gdyz cierpiałam na alergię pylkową i lato było dla mnie koszmarem.Kiedy dorosłam w wieku 20 lat wyszłam za mąz,zeby miec spokój od awantur ,za alkocholika bo ,niestety jego rodzice ukryli to przedemną i pózniej się okazało,ze wpadlam z deszczu pod rynnę.Kiedy zaszlam w ciązę zaczął się dla mnie horror,bo nawet nie miałam co jesc czasami,bo wyplaty zostawały przepijane przez męza ,przynosił czasami resztki lub wcale.Niestety ale,kiedy córka miała 7 lat odeszłam jak stałam z dzieckiem i się tulałam po stancjach,znalazłam pracę choc było mi cięzko i się rozeszłam.Mojego ex nawet 50 zł stac nie bylo placic alimentów ,więc poszedł siedziec.Kiedy mój ojciec zmarł przyjechalam do mamy i zamieszkałam ,lecz tez nie miałam spokoju,zawsze ze strony siostr i matki mialam przykrosci.Kiedy odeszłam od ex poznałam tez pewnego męzczyznę,z którym juz jestem 20 lat a córka od 6 lat pracuje za granicą.Kiedy wróciłam po rozwodzie do mojego miasta ,poszlam do psychiatry po pomoc.I tak czasami juz kilka lat go odwiedzam.OBECNIE jestem po 40-tce i moje nerwowe zycie nie ma konca.Teraz mam problemy z drugim męzem i jedyną córką oraz jedną z siostr.Dodam,ze przez te nerwicę juz popadłam w napady lękowe,ze biorę tabletki uspakajające i przeciwlękowe,ale cóz z tego i co to za leczenie ,kiedy mnie rodzina nerwowo wykancza nie mam zadnego wsparcia z ich strony ,pomiatają poprostu mną.MĄZ mój drugi ,za którego wyszłam za mąz 7 lat temu,mimo,ze jestesmy razem 20,bo mialam obawy przez nieudane pierwsze małzenstwo,ale się zdecydowałam bo mąz mnie ciągle namawiał.Niestety mąz od 6 lat jest na emeryturze juz i nic go nie interesuję oprócz zrobienia zakupów i internetu w którym przesiaduję całymi dniami,ja go nie obchodzę,nie rusza go nawet kiedy mnie tak stres zzera i placzę,nawe o rocznicy slubu nie pamiętał.Kiedy chce z nim porozmawiac uwaza ,ze nie ma o czym.Pozostaje mi tylko patrzec w ekran telewizora i myslenie i tak całymi dniami od roku juz.Ja na tle nerwowym mam zachwianie równowagi i zawroty głowy,ze nie mogę nawet wyjsc sama.Poza tym jestem alergiczką na pylki,więc i tak całe lato w domu przesiedziałam.Jestem tez na rencie od 15 lat ,na astmę i dyskopatię kręgosłupa,a do tego ta okropna nerwica.CÓZ Z TEGO ZE ZAZYWAM LEKI które i tak nie działają bo i mąz i wyrodna córka pokazali kim dla nich jestem.Na początku jeszcze dzwoniła,smsowała,nawet kupiłam komputer przez to by móc rozmawiac z córką,ale od 2 lat ,córka tak się zmieniła,ze przestała dzwonic,kiedy przyjezdzała tylko na swięta była opryskliwa,doprowadzała mnie do łez,prezentami moimi gardziła,bo ona ma pracę,i samochód pracuje w banku ,i ja jej juz nie jestem potrzebna ani moje prezenty bo ona tylko uznaje firmowe.Niestety ale powiedziałam jej dosyc,próbowalam jeszcze jej wyjasnic,prosiłam ,pytałam co się dzieje,nic mi nie odpowiedziała,więc pomyslałam,ze muszę z nią urwac kontakt poprostu bo się wykonczę nerwowo i tak zrobiłam.Córka nie protestowała i uznałam,ze nawet było jej to na rękę ,ze jej dałam spokój.Nawet mi napisała,zebym pamiętała,ze to moja decyzja jest,skoro tego chcę ona uszanuję tę decyzję ,mimo,ze to jej wina jest z zalem serca, ale musiałam to zrobic,zeby zyc,bo do grobu by mnie wpędziła.Nawet mąz za wszystko mnie obwinia ,mimo,ze nie ma racji,straszy mnie,ze odejdzie a przeciez nawet ze mną nie rozmawia.A TO,ze ja mam problemy z córką czy siostrą i czasami chciałabym by ze mną porozmawiał cos doradził ,to nie chce tego słuchac ,to po co się wogóle ze mną zenił.Ciekawe,ze juz 20 lat jest ze mną i uwaza ,ze jestem nie do zycia ,niech się nad sobą zastanowi kim jest i jak mnie traktuję a wtedy nie dziwi się ,ze czasami wybucham i się pospieramy bo mam poprostu nerwice,spowodowana tym,ze mnie tak ponizają i pomiatają mnąDobrze,ze to jest moje mieszkanie przepisane przez mamę,bo chyba bym na ulicy wylądowała znów tak jak za pierwszego męza alkocholika.Ja się poswięciłam córce wszystko dla niej robiłam nawet sniadanka ,biegałam po bibliotekach jak potrzebowała cos,dbałam zawsze i dzięki mnie nie jest kaleką bo jej ojciec miał to gdzies ,ją tez nigdy nie odwiedził odkąd odeszłam kiedy 7 lat miała.Niestety ale córka odziedziczyła po swoim ojcu charakter dlatego jest tak okrutna wobec mnie,ja jej nie jestem poprostu potrzebna.UWAZA mnie tylko za słuzącą i schorowaną matkę,jest pozbawiona uczuc i szacunku do mnie.Kiedy była w tamtym roku na swięta to miała szczęscie,ze były mrozy 15 st.bo bym ją wygnała tam skąd przyjechała.To niestety była jej ostatnia wizyta w domu.Nawet gdy mi mama zmarła rok temu ,to mi nie współczuła ,nie przytuliła.Zawsze inni byli dla niej wazniejsi niz matka,która ją wychowała, w szkole tez była wzorowa uczennicą ,nawet mi w szkole dyrektor dziękował,ze wychowałam tak wzorowe dziecko,a teraz pokazała co potrafi.Siostra równiez,jak chorowała i tyle lat jej pomagałam,dawała odziez,karmiłam,bo jest alkocholiczką ,olała mnie od roku znalazła faceta ,gdzie jest inne zycie,niedzielne obiadki przy winku,uroczystosci z alkocholem ,a u mnie się nie pije wogóle to ona nie ma po co przychodzic.Ma sobie zawracac głowę znerwicowaną i chorą siostrą,która jest w depresji.Niestety od roku tak juz się męczę,nikt do mnie nie przychodzi,mąz ma swoje zycie ja go nie interesuję,córka tez ma mnie gdzies,siostra tez,nawet kolezanka,która jak jej dawałam odziez,pozyczałam kasę wiedziała gdzie mieszkam,a teraz po co jej jestem potrzebna.Ja niestety ,nie mam znajomych bo zawsze dbałam o dom,córkę,męza i nigdzie nie chodziłam a teraz nawet gdybym chciała to nie mam do kogo pójsc pogadac.Pytałam na pewnej wizycie lekarza o psychoterapię to mi odpowiedział,ze nie byłoby mnie stac,ciekawe czy mam na czole napisane ile mam pieniędzy.Od razu mnie zraził do siebie ten psychiatra,a innego nie ma w moim 25tys.miescie niestety.MÓJ LEKARZ rodzinny przepisuje mi leki uspakajające ale co to za leczenie skoro nie mam wsparcia w rodzinie,nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiac.Jedyną osobą,która mnie odwiedza to listonosz czasami.I jak tu wyjsc z nerwicy ,skoro nie mam kontaktu z ludzmi,nie mogę porozmawiac bo mąz nie ma o czym ze mną rozmawiac bo ma swoje zainteresowania i tez traktuje mnie jak powietrze,Bardzo przykre jest te moje zycie ,nie wiem ile jeszcze wytrzymam ,bo ta nerwica tak mnie zzera ,ze cały organizm mi szwankuje,skacze cisnienie,cukier a najgorsze,ze tracę wogóle siły ,tak jestem wyczerpana.Nie ma nic gorszego jak samotnosc,nie rozumiem tylko dlaczego mnie to spotkało,przeciez zawsze pomagałam innym i byłam pogodną osobą a teraz nikt mnie nie chce znac.TO bardzo przykre a tak wogóle to moje całe zycie to cierpienie.Pozdrawiam wszystkich cierpiących! Kristis!

wiewra | 2010-08-19 12:43

Widać , że nie miałaś lekkiego życia. Niestety nie wiem co mogę Ci napisać. Jedynie chyba tyle, że bardzo Ci współczuje bo nigdy nie zaznałam tego co Ty i uważam , że nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Dlatego może czas najwyższy żebyś zajęła się sobą a nie innymi bo jak sama zauważyłaś nikt za Twoją dobroć się nie odwdzięczył. Może dobrze by Ci zrobił wyjazd na trochę i odpoczęcie od tego wszystkiego i wszystkich z przyjaciółką albo kimś znajomym. A jak nie masz kogoś takiego to może zadzwoń do starej znajomej bo naprawdę ktoś taki by Ci się przydał. Znajomi naprawdę mogą dużo pomóc. Albo wyjedz gdzies sama i odpocznij :) I napewno wkońcu los uśmiechnie sie do Ciebie bo jakaś sprawiedliwość musi być na tym świecie :)

wiewra | 2010-08-23 13:08

Jakie lęki zazwyczaj was nawiedzają??

wiewra | 2010-08-23 13:40

Ostatnio znowu wróciły mocne lęki i cały dzień jestem nie obecna. Myślałam, że już się to dla mnie skończyło a przynajmniej, że nie powróci znowu w tak mocnym stopniu a tu surprise. Chodzi o to że już sama nie wiem czy to nerwica lękowa czy naprawdę mam jakieś poważne problemy ze sobą. Ostatnio ciągle mi nie dobrze, mam nudności i wydaje mi się że za chwile stanie się coś strasznego ze mną. I może to większości z was wyda się nie normalne, że mam taki lęk ale jak leże sobie w łóżku w nocy to boję się, że to nie nerwica a, że jestem.....opętana. To dlatego pewnie, że ogólnie bardzo interesuje się takimi rzeczami i jeszcze strasznie utkwiło mi w pamięci jak ksiądz kiedyś powiedział, że opętanie zaczynać się może od lęków. A z powodu, że moim najgorszym lękiem jest Szatan i opętanie to pewnie moja psychika wzięła się właśnie za to :(

monika1980 | 2010-08-31 23:57

Witam wszystkich,,,,przeczytałam wszystko co tu jest napisane i widze,ze nie jestem sama-a tak myślałam,że jestem jakaś dziwna-bo wśród moich znajomych nikt niema nerwicy-ja już ją mam gdzieś od 14 lat-nie wiadomo dlaczego(w dzieciństwie byłam troche strachliwa (ale wyszczekana)i zazdrosna o młodszą siostre,w podstawówce sie troche ze mnie nabijali-bo nie byłam za piekna i było mi przykro,ze koleżanki mają ala chłopaków a mnie nikt nie chce,pierwszy atak ala duszności miałam w podstawówce-siedzialam na fotelu i ogladałam komedie i nagle poczułam jakby powietrze nie dochodziło mi do płuc-rodzice zawieżli mnie na badania ekg itp i wszystko było ok.potem miałam spokuj*poszłam do szkoły sredniej-to był fajny okres,bo sie wyrobiłam z wyglądu- mialam dużo kolegów i byłam szanowana.potem mając17lat poznałam chłopaka z którym byłam 9lat ale juz po 3latach nie było zbyt fajnie-na początku byłam o niego bardzo zazdrosna,on chciał abym robiła wszystko tak jak on chce-a ja jestem kłutliwa i nie chciałam sobie na to pozwolić-dla niego byłam głupia,gruba(chociaż wcale nie byłam)nie zdrowo gotowałam(bo on chciał abym nawet sama masło ubijała,piekła chleb itp)wymyślił sobie postulaty w punktach-np.ze jak nie schudne to sie nigdy ze mną nie ożeni i ngdzie sie ze mną nie pokaże,że mam zdrowo gotowac,że mam brać przykład z jego mamy,bo jest mądra,ja lubiłam i lubie się polenić w wolne dni-a on na odwrut i mi tylko dokuczał itp,jak go chciałam zostawic to mnie przepraszał i wracałam do niego-bo go bardzo mimo wszystko kochałam-ale potem było tylko gorzej-nawet się biliśmy-będąc z nim ciągle płakałam...potem po ok.5latach już nie płakałam i
żyliśmy razem ale osobno-on robił swoje a ja swoje-po 9latach zostawiłam go na dobre nie słuchając już jego błagań.-będąc z nim dopadały mnie silniejsze nerwice,przestawałam chodzić do szkoły,albo pracy bo się bałam,że sie udusze,nie jadłam,chudłam pzez 2tyg 8kg,strach,ze umre,ze jestem na coś chora(robiłam pełno badań)mam problemy z kręgoslupem szyjnym(zniesienie lordozy z kifozą-nie pamiętam dokladnie-musiała bym zajrzeć do badań)poszłam do psychiatry -pierwsze moje leki to lorafen na dzień i pramolan na noc-pomogł,potem po 2 latach znowu mnie dopadło ae o wiele silniej-zawsze dochodziły jakieś nowe objawy-zgaga,b
óle w klatce,drżenie ciała,strach,koszmary senne,bałam sie sama spać-poprzednie leki już nie pomagały,dostałam seroxat kóry trzeba brać co najmniej rok,a potem niby jestem wyleczona a za jakiś czas wszystko powraca zawsze z jakimś nowym objawem-mam teraz chłopaka-jest kochany,dobrze nam razem-ale i tak nerwica powraca-najgorzej jest w pracy-klient wchodzi -coś mu musze sprzedać a mi brakuje sił-czuje się jakbym miała zemdleć,trzęse sie wewnętrznie,duszno mi,bulgocze mi coś w gardle,nie dobrze mi-po pracy cięzko mi dojść na przystanek-a im bliżej jestem domu to zaczyna mi przechodzić-w domu też mnie czasem dopada-zwłaszcza jak jestem sama...dziś w pracy possałam walidol i po 30min przeszło,jestem też od 10lat uzalerzniona od kropli do nosa-bez nich sie dusze-mam nieżle zjechaną śluzówke-musze urzywać na to jakiś specyfików-nosze ze sobą afobam psychiatra mówił,że jak będe miała atak to moge go doraznie wziązć-ale nigdy go nie wziełam bo się boje-a nie chciała bym się wkopywać w leki które trzeba brać przez ponad rok-więc mam nadzieje,ze jak kiedyś wezme jednak ten afobam to mi on pomoże-ostatnio coraz częściej sie żle czuje-utrudnia i to prace-czy to mi kiedyś przejdzie???na psychoterapie tez chodziłam i nic...przepraszam,ze tak sie rozpisałam

monika1980 | 2010-09-01 00:06

Oczywiście serce też mi wali jak oszalałe...chciała bym iść normalnie do pracy i sie dobrze czuć i normalnie pracować...

monika1980 | 2010-09-01 00:15

W miasto też sie boje wyjeżdżać nawet z chłopakiem-najlepiej się czuje w pobliżu domu-wkurza mnie to...

Ak47 | 2010-09-14 01:46

****Cześć.
Sam nie wiem jak mam zacząć ten temat. Od 4 miesięcy czulem sie źle. Zastanawialem sie te 4 miesiace czemu tak jest. Szczerze mowiąc moje życie bylo dość bujne. Imprezy, dużo alkoholu, używki itp. Pamiętam że z pierwszym dniem kiedy mój organizm dal o sobie znać skończylem ze wszystkim. Pierwszy miesiąc byl jak horror. Wychodzilem w środku nocy na kilku godzinne spacery, czasem w domu bywalem zaledwie kilka godzin bo resztę czasu siedzialem/chodzilem w parku. Nie wiem czemu ale dostalem lęków przed środkami komunikacji. Autobusy, pociągi, tramwaje byly dlamnie jak kwiaty z amazonii które tylko czekają żeby *wejść do nich* i zostać tam na wieki. Oczywiście bylo kilka prób które kończyly wysiadką na nastepnym przystanku bądź ktorymś z kolei. Ogolnie mówiąc, nigdy w tym okresie nie dojechalem do celu jednym autobusem/pociagiem. Wracając do nocnych wypadów, trwalo to miesiąc. Później troche sie polepszylo i zaczęlem poznawać moja psychike/mózg. Wszystko jest w naszej glowie. Prawie zawsze oszukiwalem ją kladąc sie spać z wlaczonym filmem bądź dobrą muzyką. Puszczona/y cicho daje nam uczucie spokoju, odwraca uwage naszego umyslu na *Ogladam film* a nie *Leże chcę spać i znowu myśle o tym co mi w glowie siedzi*. Po dwóch miesiącach od pierwszego objawu spacery byly tylko dla przyjemności a nie *muszę stąd wyjść!!!* , z zasypianiem jest różnie czasem sie uda psychikę oszukać a czasem trzeba wziaść gleboki oddech, wstać, napić się wody i obejrzeć ten film do końca, czasem i dwa filmy. Nie umię pozbyć się lęku i zawrotów glowy.
To już 5miesiąc z Panią Nerwicą. Zasypianie jest na poziomie, juz nie budze się tak często w środku nocy z myślą czy ja jeszcze żyje.
Pozdróżowanie nie stanowi już problemu choć boję się wyruszyć w kilku godzinna podróż szczególnie samolotem.
Uczucie w stylu *wypuśćcie mnie!!! musze natychmiast wyjść!!!* ograniczylo sie do wyjscia na ogród, przewietrzenia na minutke lub dwie i znów powrót do normalności.
Klopoty z oddechem wciąż są zagadką, czasem jest dobrze, czuje się tą *normalność* czasem godzinami kontroluje każdy wdech wydech.
Szybkiemu biciu serca zawsze towarzyszy lęk. Niestety na ulicy cieżko jest nad tym zapanować, w domu zaś, oddychanie nosem, spokojne *wdech i wydech* bez panikowania.
Stres, stres ach ten stres, jak CIe pokonać maszkaro, zmoro calego świata, przeciwniku z którym w walce jeden na jeden niemam szans. Otóż jest sposób. Nie wiem czy pomoże Ci czy nie. Czasem przed pracą czy pójściem do urzędu, supermarketu (kolejna zmora) wypijam sobie piwo, dość szybko, dla rozluźnienia, wyladowania emocji, nabrania pewności siebie.
Narazie to tyle moich obserwacji nad Nerwicą.

Ogolnie piszę do Ciebie bo dziś pierwszy raz od pierwszych objawów wszedlem na internet, znalazlem strone dooktor.pl w ktorej wpisalem swoje objawy, wynik umieścilem w google i tak strona po stronie dotarlem do www.interna.com.pl gdzie znalazlem forum na temat tej choroby. Czytajac post za postem, trafilem na Twoja wiadomość. Wiem jaką masz sytuacje i wiem jak Ci cieżko jest poradzić sobie. Mam nadzieję że któraś z tych porad jakoś Ci pomoże, choć troszeczke. Chcialbym żebyś mi też napisala jak sobie radzisz dotychczas. Moze masz jakieś pytania bądź też sposoby na zwalczenie któryś z objawów *naszej choroby*
Mam na imię Arek, mam 24 lata. Jestem chory na Nerwicę sercową.****

monika1980 | 2010-09-14 23:36

Cześć Arek-mam nadzieje,że dobrze zrozumialam że napisałeś to poniekąd do mnie...fajnie że napisałeś-zasze razniej jak wiemy,że nie jesteśmy sami,że można z kimś popisać kto nas rozumie-a nie jak niektórzy-mówią,że rozumią-ale tak naprawde nie rozumieją nic-bo tego nie przeżyli i oby nigdy nie musieli...jak się zle czuje to np.pytają-ale czym sie zdenerwowałaś,że się zle czujesz?a nie raz tlumaczyłam,ze moje objawy są nieadekwatne do sytuacji,że moge się żle poczuć nawet jak jestem w dobrym humorze.jak narazie to się czuje różnie-codziennie mnie coś tam łapie-najczęściej w pracy-czasami sama niewiem jak to opisać co mi jest-ni to mi słabo-ni to duszno-oddycham-ale czuje tak jakbym nie oddychala-staram się wtedy jakoś zając-np.gram w gry na telefonie,ide się napić wody-bo picie mi troche pomaga-czasem to wypijam ze 3l dziennie-zawsze mam przy sobie wode-bez niej było by ciężko.ostatno mi coś stoi w krtani-tak jakbym czegoś dobrze nie przełknela-aż mi nie dobrze-ale nie cały czas-zasypiam również przy tv-zawsze...ciągle sobie tlumacze,że nic mi nie będzie,że dużo razy już tak mi się działo i jakoś przeszło i że nadal żyje,że pzecież nigdy nie padłam gdzieś na ulicy-choć nie raz myślałam,żę zaraz padne-dziś rano kataru dostałam że mi nawet moje krople do nosa nie pomagały i było okropnie-akurat czekałam na autobus do pracy-a buzią jakoś nie umiem oddychać-myślałam,ze sie udusze-stanelam na uboczu i walczyłam sama ze sobą-popijałam wode i jakoś jeszcze żyje:))trzeba tak jak piszesz zajmować czymś umysł-choć czasem jest ciężko-też nie lubie zbyt dużo kasy ze sobą nosić-bo mam akcje,że jak kiedyś zrobi mi sie duszno czy słabo i zemdleje,to żeby mnie nie okradli:))piwka też lubie się napić-i kiedyś też sporo drinkowałam-ale najgorszy jest kac nawet po 3piwach-bo na nim mam zawsze moje objawy nerwicy i to podwojone,nie wiem czy to po alkoholu czy po fajkach-na codzen nie pale,ale przy alkoholu lubie zapalić-więc już żadko coś pije-bo boje się kaca-nawet jak coś pije to łykam 2kc-ale nie za bardzo pomaga-a jak już mam pić to nie lubie wypijać jednego piwa-bo za chwile się czuje jak na kacu-co najmniej dwa bym musiala wypić a najlepiej trzy...wtedy mi nic nie dolega-gorzej tylko na drugi dzień...